Celem artykułów będzie
odpowiedź na pytanie: "Jak to jest, że Litwini z Polakami nie mogą się dogadać? Zawsze potrafili. To
jakiś nonsens". Mówiono, że Polacy na Litwie są dyskryminowani, że zabroniono im rozmawiać po
polsku, że łamane jest prawo ludzkie, że zamykane są szkoły polskie, że nie pozwala się na polski
zapis nazwisk i nazw ulic, że nawet w czasach radzieckich Polacy na Litwie mieli lepszą sytuację niż
dzisiaj. Polska partia polityczna na Litwie (na Litwie ma nazwę LLRA - Lietuvos Lenku Rinkimu
Akcija) twierdzi, że Polacy będą strajkować i nie poddadzą się dyskryminacji.
Jak
opisałem w pierwszych czterech częściach tego artykułu, polskie szkoły zamykano nie dlatego, że były
polskie, a dlatego, że nie ma w nich uczniów. W tym samym czasie litewskich szkół z tych samych
powodów zamknięto cztery razy więcej. Na Litwie nikt nie zabrania rozmawiać po polsku, przeciwnie -
istnieją zespoły kulturalne i folklorystyczne, na państwowym litewskim kanale istnieje program
"Album Polski" itd. Nawet protesty przy Sejmie i ambasadach odbywają się w języku polskim - i nikt z
tym problemu nie ma. Jeśli chodzi o pisownię nazwisk i nazw topograficznych, to prawo na Litwie
działa zgodnie z regulacjami międzynarodowymi i ustawami UE, więc powodu do zarzutów ze strony LLRA
też nie ma. Swoją opinię, że nazwiska powinny być pisane w oryginalnym języku, też napisałem.
Więc czas odpowiedzieć na pytanie - dlaczego mamy taką sytuację jaką mamy? Gdzie są jej
przyczyny? Z litewskiego punktu widzenia można stwierdzić, że to nie jest konflikt między Litwą i
Polską. Można to nazwać wojną domową o władzę w jednym z regionów. Na Wileńszczyźnie.
Litewskie partie mocno przegrywają tę walkę, tam już kolejny raz wygrywa polska partia. Żeby
wygrać, grają kartą narodowości, starając się pogrupować ludzi na swoich i tych, którzy do nich nie
należą. Najważniejsze hasło agitacyjne jest związane z polskością, językiem i innymi problemami, na
boku zostawiając bezrobocie, różnicowanie socjalne, brak inwestycji w regionie, ubóstwo itd. Mają
wielkie wsparcie ze strony szkół polskich na Litwie. Dyrektorzy i nauczyciele wspierają partię,
podobnie wydawnictwo polskojęzyczne na Litwie. Współpraca między nimi jest bardzo widoczna.
Zasady na jakich opiera swą działalność LLRA i ją wspierający są niezrozumiałe: sugerowanie,
by nie przestrzegać prawa, przeciwstawiać się mu wszelkimi sposobami, nie podawać faktów lub
wyjaśnień - to nie może być akceptowane w cywilizowanym świecie. Ale żeby utrzymać uwagę, karuzela
musi się kręcić. Dlatego dobre strony litewskiej polityki nie mogą być pokazywane i wspierane. Tym
bardziej nie jest akceptowana krytyka lub inna opinia z inaczej myślących litewskich Polaków.
Przykład opisany w Delfi.lt, gdzie w Wilnie, przy ratuszu odbyło się 90-lecie podpisania i
złamania umowy suwalskiej (dotyczyła ona ustalenia linii demarkacyjnej na Suwalszczyźnie 7
października 1920 roku). W ten wieczór polska studentka gimnazjum w Solecznikach odczytała swój
esej: "Moim zdaniem Polska nieładnie zrobiła okupując terytoria wschodniej Litwy. Ona, jako bliski
kraj dla Litwy, powinna była pomóc, a nie okupować Wilno i Wileńszczyznę.
Nie jest honorowo
zaatakować trwałego sojusznika i siłą uzurpować jej stolicę".
Redaktor gazety "Kurier
Wileński" był niesamowicie oburzony i przewidywał smutną przyszłość dla tej dziewczynki, mówił że to
zdrada polonizmu i że zepsują się jej stosunki nie tylko z rodziną, ale również ze społeczeństwem, a
wszyscy ją potępią. Prganizator konferencji, za to że pozwolił wypowiadać się dowolnie, opisany
został tak: "Tak, jak obrzydliwy był Hitlerjugend i działalność Komsomolca, uzbrojone w kałasznikowy
jedenastolatki w wojnie w Afryce, również brzydkie jest i to, co zrobili organizatorzy tej
konferencji".
Czy potrzebne jeszcze jakiekolwiek komentarze po takich tragicznych
słowach jednego z liderów Polaków na Litwie?" - pyta http://www.delfi.lt/news/ringas/lit/article.php?id=38132499
Wyślij wiadomość do Tomas Antanavičius
Zgłoś Tomas Antanavičius