Interweniującego w sprawie niewłaściwego potraktowania dziennikarza,
działacza klubowego Garbarni wyprowadzono ze stadionu w kajdankach i przewieziono na komisariat
policji. Tomasz Burda, fotoreporter współpracujący między innymi z serwisami Wisły, Cracovii od
kilku lat wykonuje zdjęcia z ligowych spotkań Garbarni, przekazując je klubowej stronie całkowicie
nieodpłatnie. Jest to o tyle istotna wzmianka, że robi coś dla klubu z czystej sympatii. W związku z
tym Garbarni zależy na tym, aby taka osoba miała zapewnione dobre warunki pracy i aby na spotkaniach
piłkarskich klubu była traktowana z szacunkiem.
Tymczasem podczas meczu Garbarni z
Wigrami Suwałki przed tygodniem, a także podczas sobotniego spotkania Brązowych z Unią Tarnów, Tomek
skarżył się na zachowanie jednego z ochroniarzy, który utrudniał mu wykonywanie zdjęć. Dodatkowo
robił to w sposób agresywny, używając przy tym słów powszechnie uznanych za obelżywe.
Dodajmy w tym miejscu, że dziennikarz przebywał w strefie wyznaczonej dla fotoreporterów, miał na
sobie odblaskową kamizelkę z napisem "FOTO" na plecach - czyli spełniał wszystkie wymogi określone w
przepisach dotyczących porządku na stadionie.
W związku z tym, że sprawa się powtórzyła,
a docierały do mnie także inne sygnały od fotoreporterów obsługujących oba te spotkania Garbarni -
jako osoba miedzy innymi także bezpośrednio współpracująca z fotoreporterami - postanowiłem tę
sprawę wyjaśnić. Poprosiłem dziennikarza o wskazanie ochroniarza, który w ten sposób się do niego
odnosił. Po wskazaniu obaj podeszliśmy do niego, a ja zwróciłem się z pytaniem, dlaczego w ten
sposób traktuje ludzi, którzy wykonują podczas meczu swój zawód.
Ochroniarz ten w mało grzeczny sposób odpowiedział, że to właśnie fotoreporter do
niego odnosił się w sposób niewłaściwy i używał w stosunku do niego tak zwanych "wyrazów". Ponieważ
znam Tomka nie od dziś, a sam byłem świadkiem zajścia pomiędzy nimi podczas spotkania Garbarnia -
Wigry, nie usatysfakcjonowało mnie takie wyjaśnienie. Stwierdziłem, że dziennikarz wykonujący swoją
pracę podczas zawodów sportowych ma swoje prawa określone zarówno w regulaminie tych zawodów, jak i
w Prawie Prasowym. Że Garbarni, jako klubowi musi zależeć na dobrych kontaktach z mediami, a zależy
to także od zachowania pracowników ochrony.
Ochroniarz w trakcie rozmowy był coraz
bardziej agresywny, a ja nabrałem podejrzeń co do jego trzeźwości i powiedziałem mu to. Usłyszałem w
odpowiedzi, że on ode mnie także wyczuwa alkohol, w związku z tym sytuacja nie rokowała na jakieś
kompromisowe rozwiązanie.
W tym czasie podszedł do nas szef ochrony, który starał się ze
swej strony załagodzić powstały konflikt, przepraszając ze swej strony fotoreportera. Jednak
powstało domniemanie nietrzeźwości jego pracownika i zwróciłem się do niego o przeprowadzenie takiej
kontroli. Stwierdziłem, że osoba pełniąca funkcję publiczną podczas zawodów sportowych nie powinna
budzić wątpliwości, a ja nie wyobrażam sobie współpracy mojego klubu z ochroniarzami, co do których
są takowe wątpliwości.
Dowodzący ochroną stwierdził, że takie uprawnienia ma tylko
policja. W tym czasie wspomniany już wcześniej ochroniarz wyszedł przed bramę stadionu, wrócił po
chwili i powiedział, że za chwilę będzie policja i "będziemy dmuchać obaj".
Pozostałem spokojnie na miejscu, gdyż nie miałem nic przeciwko
sprawdzeniu i swojej trzeźwości. Podczas zawodów sportowych opiekowałem się zawodnikami juniorów
młodszych Garbarni, którzy w meczu podawali piłki piłkarzom Garbarni i Unii. Pełniłem także rolę
jednego z czterech "noszowych" (w przypadku konieczności zniesienia zawodnika z boiska arbiter
zawodów korzysta z pomocy takiej ekipy).
Po chwili pojawił się na stadionie patrol
policji, złożony z oficera i dwóch funkcjonariuszy w strojach bojowych. Nie podejrzewając niczego
złego zacząłem policjantom wyjaśniać istotę zaistniałej sytuacji, ale oficer powiedział do mnie, że
jestem zatrzymany za niestosowanie się do poleceń ochrony. Na ponowną próbę wyjaśnienia jeden z
policjantów założył mi kajdanki na ręce i zostałem wyprowadzony ze stadionu skuty i podtrzymywany
przez dwóch policjantów, którzy wsadzili mnie do radiowozu, w którym na podłodze leżał zatrzymany
młody człowiek. Całemu zajściu przypatrywali się wspomniany już ochroniarz, ale także jego szef,
który nie podjął żadnej próby wyjaśnienia policjantom sedna sprawy, nie podjął także próby
połączenia się z kierownikiem bezpieczeństwa ze strony klubu, któremu to kierownikowi podlega
bezpośrednio
Zostałem przewieziony na komisariat przy ul. Królewskiej i posadzony w
pokoju, w którym przy dwóch długich stołach siedziało kilku zatrzymanych pseudokibiców Unii Tarnów z
jednej strony i kilku policjantów (zarówno umundurowanych, jak też i nie, którzy przeprowadzali
czynności przy zatrzymywaniu), z drugiej. Cały czas miałem na rękach kajdanki. Na moją prośbę o
rozkucie usłyszałem w odpowiedzi od jednego z policjantów: "ja pana nie zakuwałem". Zszokowany całą
sytuacją, siedziałem spokojnie i czekałem na rozwój wydarzeń.
Ciągle nie mogło do mnie dotrzeć (do tej pory nie może), że za próbę interwencji w
sprawie niewłaściwego potraktowania dziennikarza, podjętą bądź, co bądź w imieniu Klubu, zostałem
wyprowadzony w kajdankach ze stadionu! Z identyfikatorem imiennym wydanym przez Garbarnię, który
musiał być widoczny zarówno dla ochrony, jak i dla policjantów - stwierdzającym, że jestem podczas
zawodów pracownikiem Klubu!
Nie wiadomo, na jak długo zostałbym zatrzymany, gdyby nie
zadzwonił do mnie jeden z trenerów młodzieży w Garbarni. Pozwolono mi odebrać telefon (nadal w
kajdankach), a ja szybko powiedziałem mu, aby powiadomił klub o zaistniałej sytuacji. Po pięciu
minutach do pokoju zatrzymań (definicja pomieszczenia na potrzeby tego artykułu) wszedł ten sam
oficer, który dokonał zatrzymania mnie na stadionie. Wydał polecenie, aby mnie rozkuto i zaprowadził
mnie do innego, mniejszego pomieszczenia. Powiedział, że zaszło jakieś bardzo duże nieporozumienie
wynikające z faktu, że ochroniarz wskazał mnie jako osobę naruszającą porządek na stadionie! Że on
mnie bardzo przeprasza w imieniu policji i że ochroniarz został zatrzymany do wyjaśnienia motywów
swojego działania i do sprawdzenia pod kątem trzeźwości. Po czym zostałem przez niego odwieziony
radiowozem z powrotem na stadion, gdzie zostawiłem swoje rzeczy.
Jestem w stanie zrozumieć, że policja musi podjąć
pewne działania, zwłaszcza po informacji od kogoś, kto z racji pełnienia swojej funkcji (w tym
wypadku ochroniarza) powinien mieć określoną wiarygodność. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, że
oficer policji widząc pracownika klubu z widocznym imiennym identyfikatorem, który usiłuje mu
wytłumaczyć istotę sprawy, podejmuje decyzję o jego zatrzymaniu i dopuszcza do jego wyprowadzenia ze
stadionu w kajdankach. Ten incydent można było wyjaśnić na miejscu, a tak potraktowano mnie na równi
z zatrzymanymi pseudokibicami.
Jak teraz mam wytłumaczyć ludziom, którzy
wychodzili ze stadionu, a dla społeczności kibiców, działaczy, zawodników i trenerów Garbarni nie
jestem osobą anonimową, moje wyprowadzenie ze stadionu w kajdankach? Swoją drogą gratuluję
policjantowi, który mi je założył, a który później rozmawiał ze wspomnianym ochroniarzem w sposób
wskazujący na bliższą znajomość, szybkości w podejmowaniu decyzji. Mam nadzieję, że robi on to
równie sprawnie i efektownie nie tylko w sytuacjach "dużych nieporozumień". Jestem w posiadaniu jego
służbowego numeru i zamierzam podjąć odpowiednie kroki, aby jego działanie ocenili przełożeni.
"Niektórym osobnikom mundur ryje beret" - jak mawia 16-letni syn mojej sąsiadki. Kiedy
słyszał, jak opowiadam jego mamie opisaną tu historię, mało się nie posikał ze śmiechu. Mnie do
śmiechu było jakby mniej, bo właściwie z czego tu się śmiać. Choć, jak popatrzę na zdjęcie, to jest
mi już teraz nawet weselej. Można by mu nadać tytuł "Błyskotliwa akcja policji zakończona
sukcesem".
https://plus.google.com/u/0/b/113986743078714025442/113986743078714025442/posts
Wyślij wiadomość do Artur Bochenek
Zgłoś Artur Bochenek