Miało być łatwo i przyjemnie. Komisarz Bieńkowska chciała
podnieść sobie wskaźniki popularności poprzez szykanowanie grupy, za którą nikt się nie ujmie.
Zamiast tego obudziła potwora, pokazała patologie UE i wzmocniła ruchy antyunijne EDIT: Jak się
okazało po czasie, na niektórych urządzeniach w PE strona Firearms United działała, na innych nie.
Stąd alarmujące wieści o cenzurze. Jak się okazuje to nie zła wola KE, tylko wina utrzymywanych za
nasze podatki informatyków. Dlatego przepraszam i brak cenzury zapisuję KE na PLUS. Teoretycznie
brak cenzury powinien być czymś naturalnym, ale na tle ich innych zachowań, to jest plus.
Przepraszam wszystkich, których wprowadziłem w błąd, wadliwe fragmenty zaznaczyłem kursywą.
26 stycznia w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie nad zmianą dyrektywy o
broni palnej. Głosowanie nietypowe, gdyż do dnia dzisiejszego europosłowie nie wiedzą jaka jest
treść dokumentu, nad jakim mają głosować. Być może Komisja Europejska nie chce by zbyt dokładnie
wczytywali się w dokument? A może po prostu uznaje, że skoro będą głosować tak, jak nakazują prezesi
ich klubów, to czas na zaznajomienie się z dokumentem nie jest im potrzebny? Na wszelki wypadek zadbano, by europosłowie w godzinach pracy nie mogli
zapoznać się z argumentami strony przeciwnej. Gdyby któryś z nich zechciał, choćby z ciekawości,
wejść na stronę „Firearms United”, dowiedziałby się, że z poziomu Parlamentu Europejskiego wejść się
nie da. Zablokowana i tyle. Ostatecznie wolność słowa w PE – niby tak, ale w rozsądnych
granicach. Pozostaje jeszcze „Gun Lobby”. Tak, to ja.
To ja jestem Gun Lobby. Ja
i wielu mi podobnych ludzi. Ludzi którzy pracują zawodowo, mają rodziny a „gun lobbingiem” zajmują
się gdy mają czas. W moim przypadku, od dnia narodzin córki, czas na „gun lobbing” spadł niemal do
zera. Jesteśmy ludźmi, którzy w swoich państwach zdobyli swoiste poświadczenia od swoich władz, że
można nam dać broń do ręki. Pochodzimy z różnych środowisk, mamy różne poglądy, łączy nas tylko
zamiłowanie do broni. I świadomość, że nasze rządy niezbyt nas lubią. Co więcej jesteśmy
przyzwyczajeni do nieustannego kłócenia się z własnym państwem.
Komisarz Elżbieta
Bieńkowska jest dla nas symbolem zła. Niektórzy moi koledzy uważają, że ona ideologicznie chce
rozbroić europejczyków, by UE mogła ich bardziej zniewolić. Nie podzielam tego poglądu. Moim zdaniem
pobudki pani Bieńkowskiej są znacznie niższe. Pani komisarz po prostu postanowiła sobie podbić
wskaźniki popularności, szykanując grupę, za którą jej zdaniem nikt się nie ujmie. Fakty są takie,
że zaraz po atakach na Charlie Hebdo pani Bieńkowska wystąpiła z propozycją zaostrzenia przepisów
dotyczących broni palnej dla nas – jej legalnych posiadaczy. Przedstawiła zadziwiającą logikę wg
której, jeżeli władza zabierze mi mój samopowtarzalny karabinek z dużym magazynkiem, którego
rekreacyjnie używam na strzelnicy, to terroryści w magiczny sposób zrezygnują ze swoich nielegalnych
kałasznikowów, które w przeciwieństwie do mojego karabinka potrafią też strzelać ogniem ciągłym. Z
resztą wiele z jej propozycji jest jakby żywcem wyjętych ze stanowiska KGP, które prezentowano w
czasie prac nad naszą ustawą o broni i amunicji w 2010 roku. Jedno czego pani komisarz nie
przewidziała, to determinacja ludzi, których postanowiła zupełnie bez powodu pozbawić ich własności
i pasji, tylko dla własnej popularności. Tym bardziej, że po komisarz Cecilii Malmström
odziedziczyła ruch „Firearms United” - składający się z takich jak ja aktywistów z całej Europy.
Unia Europejska oficjalnie hołduje takim
wartościom jak wolność słowa, przejrzystość legislacji czy równość wobec prawa. Teoretycznie UE
powinna pilnować pewnej uczciwości w legislacji. Komisarz Bieńkowska udowodniła nam, że to
banialuki. Nie zostaliśmy dopuszczeni do żadnej debaty na poziomie komisji (co nie przeszkodziło
ludziom Bieńkowskiej napisać w uzasadnieniu projektu, że był on konsultowany ze środowiskami
strzeleckimi, takimi jak Firearms United i uzyskał ich akceptacje), nigdy nie odniesiono się do
naszych argumentów - nawet gdy nasi przedstawiciele pojechali do Brukseli, przedstawiciele KE
ograniczali się wyłącznie do czytania swojego stanowiska z kartek. Zablokowano stronę Firearms
United z poziomu PE, a pani Bieńkowska pozwalała sobie na oczywiste kłamstwa – powiedziała na
przykład, że z broni samopowtarzalnej (w domyśle: legalnie posiadanej) zamordowano w ciągu dekady
100 000 ludzi, choć Eurostat twierdzi, że wszystkich morderstw w ciągu dekady było łącznie 66 000.
Próbowała nawet przepchnąć swój projekt w trybie pilnym, korzystając z zamachu bombowego w Brukseli,
uzasadniając, że jej projekt poprawia bezpieczeństwo (czytaj: jeśli zabierzemy legalnym posiadaczom
karabiny samopowtarzalne, terroryści przestaną podkładać bomby). A teraz próbuje poddać pod
głosowanie projekt, którego europosłowie jeszcze nie mieli okazji przeczytać. Wszystko po to, by nie
stracić twarzy, bo to ważniejsze niż jakaś tam sprawiedliwość wobec obywateli UE (z nieznanych
przyczyn tekst jest utrzymywany w tajemnicy). Oto ta unijna uczciwość i przejrzystość.
Gdy na stronach internetowych Rzeczpospolitej pojawił się tekst o „Lex Bieńkowska”
(pełen zresztą błędów i przeinaczeń), ze zdumieniem przeczytałem wypowiedź anonimowego urzędnika KE,
że takiej skali lobbingu to on jeszcze nie widział. Zdumiało mnie to, bo tak naprawdę to my nie
zrobiliśmy nic, czego nie mogą robić inni. Prosiliśmy naszych sympatyków by wysyłali listy i maile
do KE i do Europosłów. Nasi koledzy
Wyślij wiadomość do Rafał Kawalec
Zgłoś Rafał Kawalec