Gdzie starość to radość? Może w Indiach? Marigold Hotel
Czy nadal chcieć znaczy móc? Czy nigdy nie jest za późno na działanie?
Ile możemy nauczyć się od ludzi w podeszłym wieku, na dodatek w tak egzotycznych okolicznościach?
Życie naprawdę potrafi zaskoczyć! Zasiadasz w kinie i widzisz poorane zmarszczkami twarze, a za
każdą z twarzy kryje się coraz smutniejsza historia. Lub bardziej skomplikowana rzeczywistość oraz
bagaż doświadczeń, który przysparza bohaterom jeszcze głębszego skrzywienia kręgosłupa. I w sumie
gdyby nie kolorowy plakat i angielski tytuł filmu, niewielu zdecydowałoby się zobaczyć, co wspólnego
mają grupa leciwych Anglików i odległe o pięć tysięcy mil Indie. Wbrew pozorom, bardzo wiele.
Bohaterami filmu są schorowana Muriel (w tej roli
wybitna Maggie Smith),
lekko neurotyczna Madge (Celia Imrie), podstarzały Casanova Norman (
Ronald Pickup), mąż pod pantoflem- Douglas (
wspaniały Billy Nighy) oraz jego marudna żona. Oglądając
film, odnosi się wrażenie, że żadna z postaci nie jest głównym
bohaterem, każda z nich ma równie wiele zawirowań życiu prywatnym. Jednak najbardziej
charakterystycznie jawią się siwowłosa wdowa, Evelyn
(wspaniała kreacja laureatki Oscara,Judi Dench) oraz homoseksualny sędzia Graham (Tom
Wilkinson), związany w przeszłości z Indiami.
Cała plejada znanych twarzy,
dobrych i wybitnych aktorów nie pozwoliła, aby film odniósł klapę. I to… w sumie byłoby na
tyle. Choć z drugiej strony urzekły mnie przede wszystkim zdjęcia, zarówno pierwsze ujęcia Londynu i
wnętrz, jak i późniejsze, w drodze do rzeczonego Hotelu. Wypełniony po brzegi indyjski autokar
jedzie drogą i mija nie tylko kolejny, sobie podobny, ale również ludzi podróżujących na grzbiecie
słonia indyjskiego. Nie wspomnę już o przepisach ruchu drogowego, które praktycznie w Indiach nie
istnieją. To stwarza niesamowite wrażenie. Aż w głowie się nie mieści.
Za reżyserię
odpowiada John Madden, brytyjski reżyser znany z takich
filmów, jak Zakochany Szekspir czy Kapitan Corelli. Film trwa ponad dwie godziny, momentami dłuży się niemiłosiernie.
Aż prosi się, żeby włączyć ‘podgląd’ i przejść
dalej. Choćby do dialogów, które bardzo ożywiają akcje filmu. Scenarzystą przy filmie był niezbyt
znany Oliver Parker (ostatnio współtworzył film Now Is
Good, z Dakotą Fanning w roli głównej).
Twórcą muzyki do filmu był Thomas
Newman, co uważam za ogromną zaletę produkcji. Newman ma na swoim koncie ścieżki dźwiękowe do
takich filmów, jak Żelazna Dama, Wall-E, Gdzie jest Nemo,
czy Zielona Mila, Erin Brokovich, Podaj dalej i wiele,
wiele innych.
Twarze znanych aktorów mogły przyciągnąć widza do kina, jednak aby
zainteresować, potrzeba było nie lada wysiłku. Trudno mi powiedzieć, czy to przez czas projekcji,
czy co innego, jednak coś w tej produkcji przeszkadzało mi, aby cierpliwie obejrzeć do końca.
Niemniej jednak cała historia warta jest poświęcenia uwagi.
Evelyn została wdową, Muriel
przygotowuje się do operacji wszczepienia protezy stawu biodrowego. Madge ma już dosyć bycia babcią
swoich wnucząt i postanawia przeżyć życie na nowo. Jeszcze nie wie jak, ale jak deklaruje, tak robi.
Za to Douglas postanawia wraz ze swoją małżonką nie inwestować w dom
zapewniający im bezpieczną
przyszłość i dołącza do grupy podróżnych. Jest i Norman, który nie wie, czego od życia oczekuje oraz
sędzia Graham, który skrywa niejedną tajemnicę.
Grupa starszych ludzi spotyka się na
lotnisku i podróżuje paręnaście godzin do ziemi dla nich Obiecanej- Pensjonatu- Hotelu, raju dla
osób w podeszłym wieku, w dalekich Indiach. Hotelu prowadzonego przez młodego człowieka, co
zdawałoby się paradoksalne. Zwłaszcza, że młody mieszkaniec Indii ma dość ambiwalentny stosunek do
starości, a sam stan hotelu bardzo odbiega od tego, co widnieje na ulotkach. I mogłoby wydawać się,
że film jest filmem przede wszystkim dla osób starszych, podbudowującym ich poczucie bezpieczeństwa,
czy dającym im nadzieję, że wszystko w życiu mogą jeszcze zmienić. Moim skromnym zdaniem, pomimo
tych dwóch godzin, powinien obejrzeć go w miarę możliwości każdy młody człowiek.
Obejrzeć ten film podczas szarego, ponurego listopadowego dnia to tak,
jakby przenieść się odrobinę w czasie. Autorzy obrazu nakłaniają moim zdaniem widza do refleksji nad
naszym stosunkiem do osób starszych. Hotel Marigold to konfrontacja świata ludzi dorosłych i dzieci;
młodzieży oraz tych w skórze sześćdziesięciolatka, ale nie całkiem dojrzałych (mam tu na
myśli przekomicznego Ronalda Pickupa).
To naprawdę dobre kino, które bawi i uczy. Mimo
swoich wad. Może, gdyby inny reżyser spróbował swoich sił przy tej produkcji, wtedy film byłby
bardziej dynamiczny i zabawny. Ale… w sumie, spodziewać się dynamiki po
siedemdziesięciolatkach… no nie wiem. Ale możecie być chwilami zaskoczeni!
Jest to
film niezwykle pogodny, mimo czającego się na karku wszystkich bohaterów oddechu czasu. W mojej
ocenie zasługuje na 3,5 w skali do 6.
Poniżej polski zwiastun filmu. Gorąco polecam!
http://www.wiadomosci24.pl/rejestracja/
Wyślij wiadomość do pea
Zgłoś pea