Wyszło.com
Nie znam Krzysztofa Stanowskiego. Osobiście. On zresztą też nie zna
mnie. Różnica polega na tym, że ja o nim słyszałem i czytam jego teksty, on o mnie nie, i nic mojego
na pewno nigdy nie przeczytał. Jego niedawny tekst o tym jak media ogłupiają wszystkich, odbił się
tak szerokim echem, że najbardziej zaskoczyło to samego autora. Artykuł zagościł na łamach wielu
polskich mediów uważanych za czołowe, na jego temat wypowiedziało się wielu dziennikarzy.
Przeczytałem artykuł, z częścią argumentów się zgodziłem, z częścią zdecydowanie nie. I tak by
pewnie zostało, gdyby Stanowski nie napisał drugiego tekstu, będącego jakby odpowiedzią na całe
medialne zamieszanie. Moim zdaniem tu popełnił błąd.
Powszechnie znana jest stara
maksyma, absolutnie nie dziennikarska, że tłumaczą się winni. Czy Stanowski pisząc odpowiedź na
pierwszy tekst poczuł się winny? Ale po kolei. Krytyka mediów przez twórcę weszlo.com z pewnością
zawierała sporo racji, ale w całości argumentacji zabrakło… konsekwencji. W czym była racja? W
tym, że media ogłupiają. I to do przesady. W każdym medium od gazet papierowych, przez radio i
telewizję, na internecie kończąc, aż roi się od „badziewnej papki”, która jest tak
bezsensowna, że strach się bać. Dlaczego? Z bardzo prostej, niestety, przyczyny. Jest
zapotrzebowanie na „papkę”, to się „papkę” serwuje. Taki target. Bez
serwowania „badziewnej papki”, taniej sensacji i manipulowania informacją, 95% mediów
przestało by istnieć. Bardzo prawdopodobne, że Weszło! również. Jak kiedyś Tomasz Lis powiedział
publicznie, że telewizja nie może przekazywać poważnych informacji, bo „poważnie to znaczy
nudno, a nudno, to te barany wezmą pilota i przełączą” rozpętała się burza. Nie wiem dlaczego.
Prawda tak bardzo zabolała? Ale to chyba taka nasza, polska cecha szczególna, że wszystko nam wadzi,
a zwłaszcza prawda powiedziana prosto w oczy.
Stanowski twierdzi, że media go ogłupiają,
bo wie jakim autem jeździ Mucha, a nie wie kto rządzi Izraelem i Chinami. I ma tu trochę racji.
Problem w tym, że media przekazują nie tylko te informacje. Ale tych ważniejszych, bardziej
potrzebnych i wartościowych trzeba poszukać. Co na to Stanowski? –„…ja dzisiaj
muszę się mocno wysilić, by zdobyć podstawową wiedzę, a drugie tyle wysiłku muszę włożyć w to, by
pozostać głuchym na zbędną.(…) Jeśli to na mnie ma spoczywać odpowiedzialność za wydobywanie
istotnych informacji, to po ci wszyscy dziennikarze?” Po mojemu po to, żeby w ogóle było w
czym szukać.
Stworzony przez niego portal o futbolu cieszy się wielką popularnością.
Mirosław Trzeciak powiedział o nim, że „to jest serwis, który dla klikalności skrytykowałby
nawet widelec.” Sporo w tym prawdy, portal bazuje na frontalnej krytyce niemal wszystkiego i
wszystkich. I choć ta krytyka nie jest bardzo często bezpodstawna, należy pamiętać o zasadzie:
„dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Właśnie krytyka w połączeniu z
ostrym, niewybrednym słownictwem, często przeplatanym wulgaryzmami, to podstawowa część składowa
sukcesu portalu. I co ciekawe forma wypowiedzi tam nawet nie razi, bo trafia na szczególny grunt
odbiorców. Można wieszać na mnie psy za to co powiem, ale podstawowym czytelnikiem Weszło! są
kibice, „kibole” i piłkarze, a takie słownictwo to u nich (i z resztą nie tylko u nich)
chleb powszedni. Stanowski i spółka mówią do nich zatem swojskim, „zrozumiałym”
językiem. Jest to zapewne polityka celowa, bo dzięki temu ogrom czytelników czuje się na portalu
„jak u siebie w domu”, a niektórzy urażeni językowi puryści, tylko napędzają
koniunkturę.
„Stan” krytykuje media za ogłupianie, ale jednocześnie siebie
rozgrzesza, bo jak twierdzi, on pisze o
futbolu, czyli o głupocie. Po pierwsze spróbujmy w
Brazylii, Argentynie, a nawet w Hiszpanii, czy we Włoszech powiedzieć publicznie, że piłka nożna to
głupota. No dobra, jesteśmy w Polsce. Można zapytać, czy o futbolu nie można poważnie? Można, ale
nikt by tego nie czytał. Stanowski wymaga od mediów tego, co sam nie zastosuje, bo to by oznaczało
jego medialny koniec.
Chyba dwie najlepsze polskie sportowe
biografie
- o piłkarzach – Wojtku Kowalczyku i Andrzeju Iwanie, są autorstwa
Stanowskiego. Więcej nie będzie. Zdaniem autora nie ma już w Polsce nikogo bardziej
kontrowersyjnego, tylko nudne życiorysy, a nudnych książek nie ma sensu pisać. Bo się nie
sprzedadzą?
Nie trafia do mnie także jego porównanie z wizytą w restauracji.
–„Kiedy idę do restauracji to nikt mi nie mówi: tam masz składniki, weź coś sobie
przyrządź, jak lubisz.” Tak nie jest, w restauracji dostajesz kartę menu i sam sobie masz
wybrać co chcesz, lub na co cię stać. Podobnie jest w mediach. To taka karta dań. Albo szukasz tego
co potrzebujesz, albo łykasz pierwszą pozycje z menu i wychodzisz. Sorry, ale twoja brocha, jeśli ci
się nie chce, nie masz czasu, albo masz lenia w dupie.
Krzysztof Stanowski zrobił błąd
pisząc odpowiedź na swój pierwszy tekst. To oczywiście tylko moje zdanie. Ale jak mantra wraca
powiedzenie, że tłumaczą się winni. Napisał, że gdyby wiedział, że tekst zrobi takie zamieszanie to
by się do niego przyłożył. Nie wiem czy przyłożył się do drugiego, ale nawet jeśli, to na dobre nie
wyszło. Drugi jest tylko tłumaczeniem się i to naprawdę nie najlepszym. Po pierwszym artykule
pozostał by tym samym „Stanem”, który jedzie po wszystkich równo i ma gdzieś to, co inni
o tym myślą. Zachciało mu się jednak tłumaczyć. I niestety, wyszło jak wyszło. Com.
http://www.wiadomosci24.pl/rejestracja/
Wyślij wiadomość do tino71
Zgłoś tino71