Dlaczego nie warto studiować
Dzisiejsze studia, to w większości przypadków niewiele dające przedłużenie
szkoły. Jak odróżnić te, nieliczne już, normalne kierunki studiów? Kiedy warto, a kiedy nie warto
studiować? Czy warto studiować? To dziś dla maturzysty
pytanie zasadnicze. Odpowiedź nie jest, niestety prosta. I - jak to zwykle w życiu bywa - zależy od
wielu czynników. Wymieńmy te podstawowe :
1.
uzdolnienia, ogólna inteligencja, predyspozycje umysłowe czy jak to jeszcze zechcesz nazwać.
Dobrego określenia tego parametru nie ma i żadne badania wyników nauczania (np. stopnie na maturze)
czy inteligencji wiele tu nie wniosły. Nauczyciele Einsteina twierdzili, że jest matołem (''Er ist
wirklich ein Stein'' tzn. ''On jest rzeczywiście (tępy jak) kamień''. Gra słów : ''ein Stein'' to po
niemiecku ''kamień'') , ale Nobla mu potem dali, a wielu prymusów nie ukończyło nawet pierwszego
roku studiów (Tak było dawniej ; dziś kończą praktycznie wszyscy, niezależnie od posiadanej wiedzy i
umiejętności.). Generalnie chodzi raczej o pewną ''łatwość przyswajania wiedzy'' niż
''inteligencję''. Najlepiej ocenisz to sam. Jeśli w szkole miałeś kłopot z samodzielnym uczeniem się
i często korzystałeś z pomocy kolegów (np. zrzynając ''prace domowe'') i nie lubiłeś czytać, to
raczej tej ''łatwości'' nie masz. W takim przypadku jeśli nie musisz (bo np. rodzice się uparli by
mieć magistra) daruj sobie studia bo niewiele zyskasz, a znacznie więcej stracisz.
2. motywacja. Może być różnej natury. Znam chłopaka, który poszedł
na studia bo podjęła je jego dziewczyna. Znam takich, którzy podjęli studia bo liczyli na fajne
wesołe i beztroskie przedłużenie życia na cudzy koszt. Czytałem o licznych przypadkach
''studiowania'' dla otrzymania stypendium i zakwaterowania potrzebnych do w miarę łatwego podjęcia
pracy w obcym mieście. Jest pewnie jeszcze tysiące innych powodów dla których ludzie podejmują
studia ale ogromna większość deklaruje, że chce ''zdobyć - poprzez uzyskanie dyplomu - zawód''. To
najgłupsze z możliwych uzasadnień. Jeśli tak właśnie widzisz cel studiowania to lepiej kup sobie
fajny plakat. Pożytek z niego na ogół będzie podobny jak z dyplomu, może wisieć sobie nad łóżkiem,
za szafą czy np. w toalecie gdzie od papieru toaletowego odróżnisz go głównie po przydatności do
wykonywanych w tym przybytku czynności higienicznych. Dyplom nie gwarantuje dziś zawodu, a wkrótce
będzie przeszkadzał informując pracodawcę, że jego posiadacz zmarnował kilka lat życia. Tych lat,
kiedy najlepiej uczyć się można zawodu, odpowiedzialności i zarabiania oraz wartości pieniędzy.
3. ciekawość. Nieliczni, niestety, abiturienci idą na
studia ze względu na możliwości zaspokojenia ciekawości świata. Nieważne czy interesują Cię
abstrakcyjne rozważania algebraiczne, fizyka kwantowa, funkcjonowanie organizmu czy stosunki
międzyludzkie - jeśli tylko bawi cię stawianie pytań i szukanie odpowiedzi, idź na studia (zastanów
się jednak gdzie, bo jeśli źle wybierzesz możesz dużo stracić). I ta ciekawość świata jest jedyną
sensowną motywacją podjęcia studiów. Niektórzy mówią na to ''pasja poznawcza'' co podobno brzmi
bardziej naukowo i wzniośle. Jak zwał tak zwał, jeśli nie czujesz się takim pasjonatem podaruj sobie
studia bo więcej stracisz niż zyskasz. Bez względu na Twą sytuację materialną, cechy charakteru
itp.
4. twoja osobista sytuacja życiowa (rodzinna,
prawna, materialna itp.). Bywa, że człowiek ląduje w sytuacji gdzie myślenie o swojej - na ogół
fatalnej - sytuacji odbija się negatywnie na jego psychicznym i fizycznym stanie. Jest tak np. w
przypadku ciężkiej choroby, odosobnienia czy po tzw. ''przejściach''. W takiej sytuacji każde
odwrócenie uwagi od natrętnych, negatywnych myśli jest bardzo pożądane. Podjęcie studiów jest w
takim wypadku bardzo sensowne, często pozwala wyjść z psychicznego ''dołka''. Bywają też przypadki,
gdy np. ciężko chory sam - poprzez własne rozważania lub eksperymenty - znajduje środek na swoją
chorobę. Jednak zarówno w przypadku studiów ''dla zabicia czasu'' jak i motywowanych chęcią
znalezienia lekarstwa na swoje dolegliwości tematykę studiów dobierać musisz szczególnie ostrożnie.
W tych przypadkach studia obiecujące (zwykle i tak fałszywie) dobrą, popłatną pracę czy tzw.
''prestiż'' nie mają sensu. Równie płonne są nadzieje na dobrą zabawę; tzw. kulturalne wspólne
spędzanie czasu na studiach polega najczęściej na wspólnym chlaniu piwa i samotnym leczeniu kaca.
Co na studiach możesz zyskać ?
Jeśli potraktujesz studiowanie poważnie to główną z nich korzyścią jest tzw. wiedza. Uczelnie mogą zaoferować Ci bardzo różne rodzaje owej ''wiedzy''. Standardem jest, niestety, tzw. wiedza encyklopedyczna tzn. wciskanie Ci do głowy mnóstwa informacji, które znaleźć dziś możesz w wielu innych miejscach np. w internecie. Mogą to być rozmaite opisy realnie istniejących przedmiotów (np. na tzw. studiach przyrodniczych: fizyce, chemii, biologii itp. czy inżynierskich), wydarzeń historycznych czy wyobrażeń co większych mędrców o tym jak to ten świat powinien być urządzony (np. na studiach filozofii, ekonomii czy zarządzania). Sama znajomość takich opisów jest dużym atutem wszędzie tam, gdzie chcesz popisać się erudycją (np. na imieninach cioci) ale jest praktycznie bezużyteczna w jakiejkolwiek sensownej działalności np. pracy zawodowej. Tym co realnie napędza tzw. rozwój są umiejętności przetwarzania takich opisów. I tego poprzez samo poznawanie owych opisów nauczyć się nie można. To trzeba zwyczajnie wielokrotnie ćwiczyć, praktykować jak lubią mawiać np. mogący Cię kiedyś zatrudnić pracodawcy. W standardowej uczelni zrobić się tego nie da bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Trochę lepiej jest na uczelniach medycznych i (niekoniecznie ''wyższych'') szkołach zawodowych ale i tak zawodu lepiej nauczysz się poprzez pracę a nie studia.
W niektórych uczelniach (np. na Oxfordzie, Yale czy w Standford) zyskać możesz jeszcze pewien specyficzny sposób bycia i poczucie wartości własnej osoby. Pierwsze (sposób bycia) to po prostu przyzwyczajenie do określonej formy spędzania czasu na studiach (zakładam, że masz dostatecznie dużo forsy by w tym uczestniczyć), drugie zaś (poczucie wartości) to konsekwencja tzw. prestiżu uczelni oraz faktu, że Twoi kumple ze studiów zajmować będą wcześnie ważne stanowiska w życiu społecznym (wielu zostanie np. politykami czy menadżerami), a do dobrego tonu należy kultywowanie studenckich znajomości po ukończeniu tych uczelni. I te dwie ''wartości'' tj. ogólna lub ''specjalistyczna'' erudycja oraz ''znajomości'' to tak naprawdę wszystko co w normalnej sytuacji możesz zyskać. Zupełnie inaczej gdy jesteś naprawdę ciekawy świata i posiadasz tzw. ''pasję poznawczą''. Jeśli trafisz na dobrą uczelnię, która mniej będzie Cię nauczała, a zaoferuje więcej okazji do samodzielnych badań czy choćby luźnego pogadania z wykładowcami, to masz szansę na kilka lat fantastycznej zabawy, którą będziesz potem miło wspominał. Jeśli jednak mając wspomnianą pasję poznawczą trafisz na ''naukowców'' wciskających Ci do głowy spleśniałe mądrości innych ''uczonych'' to przechlapane masz nie tylko lata studiów ale i wiele możliwości późniejszej zawodowej realizacji. ''Normalne'' studia nie są już dziś dla ciekawych; to jedynie przedłużenie kiepskich szkółek. Tych z pasją poznawczą zanudzą i zniechęcą.
Co na studiach możesz stracić ?
Na normalnych, ''standardowych'' studiach, gdzie większość zajęć to wykłady i ćwiczenia, czyli tam, gdzie zamiast studiować jesteś nauczany, prawie na pewno stracisz swój oryginalny sposób widzenia świata i Twoją kreatywność. Na tym właśnie polega nauczanie, gdzie jakiś autorytet z wysokości swej katedry przekazywać Ci będzie jego widzenie świata i (częściej nawet nie własne lecz swych nauczycieli) poglądy. Poglądy te pasują już jakoś do charakteru i możliwości poznawczych tego akurat wykładowcy ale niekoniecznie do Twoich. Tzw. ''zrozumienie'' np. wykładu polega właśnie na zaakceptowaniu poglądów wykładowcy (Trochę inaczej bywa w tzw. naukach humanistycznych, gdzie można coś ''rozumieć ale się z tym nie zgadzać''. Jest tak np. gdy wykładowca prawi Ci, że wszystkie blondynki są głupie, a Ty akurat jesteś blondynką właśnie. Rozbieżności takie korygowane są zwykle na egzaminie.). Nazywa się toto niekiedy ''interioryzacją'' tzn. uwewnętrznieniem przyswajanej wiedzy. Dobrze jeśli wiedza ta może jakoś koegzystować z Twoim „zdrowym rozsądkiem”. Jeśli nie, to właściwe jej przyswojenie podobne będzie do karmienia wilka szczypiorkiem.
Nie łudź się jednak. Normalny człowiek przyswaja każdą wiedzę tylko przez jej używanie czyli tzw. praktykę. Wiedza uzyskana poprzez wykład czy lekturę jest bardzo nietrwała. Jeśli pamiętasz coś z matematyki to może warto byś przemyślał sobie wykres przedstawiający tzw. krzywą zapominania. Hermann Ebbinghaus już w 1885 zauważył, że większość nabywanego materiału tracimy bardzo szybko (ok. 1 godzina po przyswojeniu), po czym tempo zdecydowanie spada. (zob. np.https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzywa_zapominania
Wyślij wiadomość do Waldemar Korczyński
Zgłoś Waldemar Korczyński